Znicz Pruszków, dzięki pomyślnym wynikom na innych boiskach, może ze spokojem patrzeć w przyszłość i bez pośpiechu odpłynąć z drugoligowego portu. Pruszkowianie po bramce Krystiana Pomorskiego pokonali Hutnik Kraków 1:0 i w tym momencie legitymują się już jako drugi beniaminek po Polonii Warszawa w Fortuna 1. Lidze.

Awans dziełem przypadku nie jest, ale wedle przysłowia Znicz bardzo wygodnie sobie „pościelił”. Pruszkowianie porządnie się wyspali i tak, to nie jest sen, już teraz może poszczycić się tym, że wraca do przedsionka Ekstraklasy. Żółto-Czerwoni punktowali równomiernie przez cały rok, ani na moment nie dając rywalom tlenu. Owszem, były wzloty i upadki, ale mężczyzn ocenia się po tym, jak kończą. A zawodnicy Znicza kończą, a raczej zaczynają nowy rozdział już niedługo w pierwszej lidze. Największa w tym zasługa trenera, któremu należą się szczególne gratulacje. Mariusz Misiura poskładał do kupy organizm z powycinanymi organami, ba, zamienił je na lepsze! Maszyna tak trybiła przez cały sezon, że teraz wszyscy możemy spijać śmietankę sukcesu. Gratulacje złóżmy także na ręce całego sztabu szkoleniowego: świetną asystenturą wykazał się niezawodny Daniel Kokosiński, za świetne przygotowanie motoryczne do każdego spotkania, także w mikrocyklu treningowym odpowiada Mateusz Surowiec, a fizjoterapeutą, który zadbał o nawet najmniejszy szczegół jest Krystian Mucha. Nie sposób tutaj podziękować wszystkim, którzy dołożyli choćby cegiełkę do tego sukcesu. Wielką wolą walki, zawziętością, walecznością i precyzyjnością popisali się piłkarze. Zawodnicy z prawdziwego zdarzenia, których Mariusz Misiura postawił na nogi, a oni odpłacili mu się na murawie.

Sezon ten Znicz kończy wspaniałą wieścią, wskakując do Fortuna 1. Ligi w roku jakże ważnym dla zespołu – Żółto-Czerwoni obchodzą 100-lecie istnienia! Pewnie nawet i sam Lewandowski uśmiechnie się w Barcelonie, że jego Znicz wraca tam, gdzie on sam go zaprowadził. Wszyscy dobrze pamiętamy modę na futbol w Pruszkowie, którą zapoczątkował właśnie Lewy z m. in. Bartkiem Wiśniewskim, Radkiem Majewskim, Damianem Wojtulewiczem czy Igorem Lewczukiem. „Studenciaki”, bo tak żartobliwie w 2008 r. nazywano młodych charakternych, w tamtym czasie wprawiły w oszołomienie całą Polskę, grając wysokim pressingiem z wielkim zdyscyplinowaniem taktycznym. A gdy skoczyli starszym do gardeł, nie było przebacz! Nagle na Bohaterów Warszawy zaczęli zjeżdżać się ludzie z całej Polski w poszukiwaniu młodych gwiazd futbolu. Najmłodsza ekipa na poziomie pierwszoligowym zagrała koncertowo, a o braku awansu do Ekstraklasy w 2008 r. przesądziła… ostatnia kolejka.

Wracać pamięcią nie chcę także do sezonu 2016/17, gdy to Znicz grał w Nice 1. Lidze. Rok najchętniej odsunąłbym w niepamięć, a gdybać i szukać winowajców spadku nie mam zamiaru. Pewne jest to, że wtedy drużyna nie była przygotowana na awans. Zabrakło pieniędzy, infrastruktury, jakościowych graczy. Wszyscy chcemy, by w kolejnym sezonie to się nie powtórzyło. Mamy drużynę z prawdziwego zdarzenia, trenera, który dokonał niemożliwego, fantastyczny kameralny stadion i prezesa, który byłby w stanie zrobić wszystko dla swojego klubu. Teraz stoimy w zupełnie innej pozycji, niż 7 lat temu. Mamy potencjał i papiery na to, by coś zamieszać z takimi drużynami jak Wisła Kraków, Lechia Gdańsk, Wisła Płock czy Arka Gdynia. A gdy do tego znów dojdzie moda na Znicza oraz marketing, to kto wie, czy w Pruszkowie nie zapełni się nawet cały stadion? Wyciśnijmy z tego projektu wszystkie soki i zagrajmy w następnym sezonie tak, jakby jutra nie było. Ale na razie to nie wszystko, sam Znicz planuje wiele atrakcji z okazji 100-lecia zespołu i my także nie zamierzamy osiąść na laurach. Już wkrótce w Obiektywnej ukażą się kolejne materiały związane z obchodami okrągłej rocznicy istnienia.

Bo 100 lat ma się tylko raz!

Polub nas na Facebook


To może Cię zainteresować: