„Praca lubi ciszę”, to sformułowanie na pewno przewija się w myśleniu o pruszkowskim Zniczu. Żółto-Czerwoni z miejsca stali się czarnym koniem rozgrywek Fortuna 1. Ligi, a po pięciu kolejkach zajmują bardzo dobre 9. miejsce i urwali już punkty groźnym rywalom. Za to w kuluarach MKS-u nie jest już tak kolorowo. Z miejsca prezesa zrezygnował Marcin Grubek, co spowodowało kompletne zdezorientowanie wśród lokalnej społeczności.
„Z dniem 1 sierpnia podjąłem decyzję o rezygnacji z funkcji prezesa zarządu klubu MKS Znicz Pruszków oraz członka zarządu. Podjęcie tego kroku nie było dla mnie łatwe, ale uważam, że było nieuniknione w obliczu braku możliwości porozumienia z zarządem w zakresie sposobu zarządzania klubem.” – napisał w swoim oświadczeniu Marcin Grubek. Dalej czytamy, że powodów rezygnacji było więcej, m.in. „brak zgody zarządu w kwestii podjęcia uchwały, co do złożonej przeze mnie propozycji dotyczącej przyjęcia w poczet członków klubu rodziców opłacających składki członkowskie”. Głosy mieszkańców są podzielone. Jedni twierdzą, iż Marcin Grubek był prezesem idealnym, który był w stanie doprowadzić Znicz do Ekstraklasy, drudzy mówią, że nikt za nim płakać nie będzie. Jedno jest pewne, wraz z dniem złożenia przez prezesa rezygnacji mijał termin wypłaty premii dla piłkarzy za awans. Marcin Grubek wraz z początkiem tego sezonu chciał także zatrudnić w klubie „swoich” ludzi, w tym chociażby swoją córkę. Na przeszkodzie stanął zarząd klubu, a wraz z odejściem prezesa wszelkie rozmowy się posypały.
Można doszukiwać się pewnej analogii do 2016 r., gdy Adam Krużyński, prezes firmy Nice, tajemniczo zostawił Znicz, a po nim kolejno odeszli trener, główny sponsor i kilka innych osób. Jego odejście w klubie nie wybrzmiało wielkim echem, za to o całym zajściu można było wiele przeczytać w ogólnopolskich mediach. Chodziło zarówno o sprawy sportowe, jak i finansowe. Krużyński chciał uczynić ze Znicza klub piłkarski z prawdziwego zdarzenia, stworzyć spółkę akcyjną, ale wszelkie jego zamiary były usilnie tłumione przez zarząd klubu.
Abstrahując od spraw za żelazną bramą, przyjrzyjmy się grze Znicza w tym sezonie. Mariusz Misiura cały czas konsekwentnie używa swoich metod taktycznych, które sprawdzają się bardzo dobrze. Przeskoku ligowego w drużynie z Pruszkowa tak naprawdę nie widać, jeszcze tydzień temu Żółto-Czerwoni walczyli na wyjeździe, jak równy z równym z ex-ekstraklasową Lechią Gdańsk, a przegrali zaledwie jedną bramką (1:0 dla Lechii).
Na pochwałę zasługuje przede wszystkim stalowa obrona pruszkowian i jej głównodowodzący – Wojtek Błyszko, którego zasługi zostały okraszone już podwójnym miejscem w jedenastce kolejki Fortuna 1. Ligi. Trochę gorzej idzie Zniczowi w ofensywie. Pomimo siedmiu punktów w pierwszych trzech meczach (2:0 vs Resovia Rzeszów, 1:1 vs Podbeskidzie Bielsko-Biała, 1:0 vs Zagłębie Sosnowiec) nadal nie zostali znalezieni godni zastępcy Maćka Firleja czy Dawida Barnowskiego, a na ten moment Znicz zdobył najmniej bramek w lidze razem z ostatnim Chrobrym Głogów. Dwa gole strzelił Paweł Moskwik, a po jednej dorzucili Krystian Pomorski oraz Shuma Nagamatsu. Trzeba poprawić skuteczność – to powinien być cel przyświecający piłkarzom w Pruszkowie. Twardą obroną można tylko urwać punkty rywalom, a Żółto-Czerwoni już pokazali, że nie są tylko chłopcami do bicia.
Przed Zniczem bardzo ciekawe pojedynki. Już w najbliższą niedzielę pruszkowianie zagrają na wyjeździe z kolejnym spadkowiczem z Ekstraklasy – Bruk Bet Termalicą Nieciecza. Następnie 2. września do Pruszkowa przyjedzie Górnik Łęczna, a po przerwie reprezentacyjnej na stadionie przy ul. Konwiktorskiej 6 Żółto-Czerwoni zagrają ze stołeczną Polonią.
To może Cię zainteresować: