Ostatnie trzy spotkania zespołu Znicza Pruszków to dwie porażki i jedno skromne zwycięstwo. Pruszkowiacy miewają wahania formy strzeleckiej. O porażce z GKS Jastrzębie (1-0) można mówić o pechu, zaś spotkanie z Lechem II Poznań (0-1) było festiwalem niewykorzystanych sytuacji. Po takiej grze w kratce Żółto-Czerwoni spadają na 5 lokatę w tabeli ligowej.
Mecz z GKS-em Jastrzębie upłynął pod znakiem rozgrywania piłki. Mało było składnych akcji, a obie drużyny wymieniały się nawzajem dość niegroźnymi ciosami. Żaden z nich nie był w stanie zagrozić bramce rywali lub na posterunku stali bramkarze. Dopiero w drugiej połowie zespół Znicza przesunął się do przodu, tym samym podchodząc coraz bliżej pod bramkę drużyny z Jastrzębia-Zdrój. Niestety, napór na rywali nic nie dał. Zawodnicy z ul. Bohaterów Warszawy 4 byli cały czas nieskuteczni. W międzyczasie swoje działa wytoczył GKS. Na kilka minut przed końcowym gwizdkiem Dariusz Kamiński główkował z bliska na bramkę Znicza i się nie pomylił. Na tablicy wyników widniało jeden do zera i taki stan rzeczy utrzymał się aż do końca spotkania.
Przełamanie miało przyjść kolejkę później. Na stadion miejski w Pruszkowie przyjeżdżał zespół Lecha II Poznań. Rezerwy ekstraklasowego „Kolejorza” w tym meczu nie dominowały, a końcowy wynik zupełnie tego nie oddaje. Pruszkowiacy na początku dali się zaskoczyć. Już w 7 minucie z daleka huknął Krystian Palacz, a stojący w bramce Piotr Misztal jedynie musnął piłkę palcami, ale nie zdołał obronić tego potężnego strzału. Kłopoty Żółto-Czerwonych jedynie się powiększały. W 29. minucie gwiazdor zespołu z Pruszkowa – Japończyk Shuma Nagamatsu – skręcił staw skokowy podczas biegu i musiał opuścić plac gry. Przez resztę pierwszej połowy gospodarze napierali na bramkę rywali, lecz obroną „Kolejorza” sterował niezawodny bramkarz Lecha – Krzysztof Bąkowski. Druga część spotkania to był zdecydowanie koncert niewykorzystanych sytuacji. Co chwila strzał oddawali Pruszkowiacy, lecz każdy strzał minimalnie mijał bramkę albo z hukiem ocierał się o słupek lub poprzeczkę. W końcówce meczu jeszcze Maciej Firlej starał się o wyrównanie wyniku, ale fenomenalną paradą popisał się wyśmienity w tym meczu Krzysztof Bąkowski. Sportowa złość z pewnością wzmogła się z kolejną porażką z rzędu, a w następnej kolejce czekała wyżej notowana Wisła Puławy, która od sześciu meczów jest niepokonana.
Spotkanie zapowiadało się na o wiele bardziej ciężkie niż poprzednie kolejki. Rywale na swoim terenie są niemalże niepokonani i cały czas punktują, a Znicz gra o wiele gorzej na wyjazdach niż u siebie. Niemniej jednak goście rozpoczęli spotkanie z wysokiego C. Podczas wcześniejszych meczów Znicz nie był w stanie strzelić ani jednej bramki, a w meczu z Wisłą worek z bramek otworzył już w trzeciej minucie Patryk Czarnowski. Lecz gospodarze się nie podłamali. Do wyrównania doprowadzili już w 34. minucie, ale Znicz dał o sobie znać i po chwili swoją drugą bramkę strzelił Patryk Czarnowski. W drugiej połowie do żadnej groźniejszej akcji nie doszło i utrzymał się wynik z pierwszej połowy. Znicz wywozi z Puław 3 oczka i utrzymuje się na piątej pozycji w ligowej tabeli z dorobkiem 26 punktów. Najbliższa okazja do zdobycia kolejnych punktów już w najbliższą sobotę, gdzie to gospodarze podejmą Hutnik Kraków na stadionie w Pruszkowie. Spotkanie odbędzie się o godzinie 12:00.
To może Cię zainteresować: