Korzystając z letniego urlopu podróżuję w poszukiwaniu różnorodnych atrakcji. Bez trudu, kierowany przez krzykliwe reklamy, odnajduję takie atrakcje produkowane na zamówienie. Trochę trudniej (ale z dużo większą satysfakcją) odnajduję prawdziwe skarby powstałe dzięki autentycznym ludzkim pasjom.
Kiedy w 2018 roku spędzając wakacje w Ostródzie, przypadkowo odwiedziłem pobliski Morąg skuszony możliwością zwiedzenia Oddziału Muzeum Warmińsko Mazurskiego. Jeszcze bardziej przypadkowo natrafiłem tam na autentyczny zamek krzyżacki z XIII wieku (raczej jego resztki), pieczołowicie przywracane do życia przez prywatnego właściciela. Wówczas, wrażenia ze zwiedzenia zamku i rozmowy z właścicielem o tym, jak aktywnie i wszechstronnie ożywia stary zamek, posłużyły mi do zilustrowania artykułu w Obiektywnej: „Zabytek, skarb czy garb?”.
5 lat później, kilka dni temu, byłem tam znów. To, co z tego (i z nie przewidzianego ciągu dalszego) wynikło, mocno zachwiało moje odczucie merkantylnego sensu pytania zawartego w tytule artykułu.
Gospodarz, tak jak poprzednio zaprosił do zwiedzania zarówno dziedzińca z tablicami szczegółowo opisującymi elementy budowli (także już nie istniejące) jak i wnętrza dostępnej części budynku (parter i piętro) z ogromna ilością mebli, obrazów, przedmiotów użytkowych stwarzających atmosferę zagospodarowanego muzeum (chyba staranniej niż 5 lat temu). Co się zmieniło: rusztowania wokół budynku, wskazujące na nie ukończony remont dachu (brak fachowców) i cena biletu wstępu: z 10 do 15 zł. Nie zmienił się gospodarz wciąż z zapałem opowiadający o swoich skarbach zamkowych i mimochodem wspominający o kłopotach z konserwatorem zabytków związanych z cudowną polichromią drewnianego stropu. Biznes? Nie, to uparte dążenie do odtworzenia przeszłości z jej resztek i zachowania tego co jeszcze zostało – PASJA.
„Jeśli interesują was zamki krzyżackie, to koniecznie jedźcie do Przezmarka” – mówi gospodarz na pożegnanie – „to tylko trochę ponad 30 km – tam mają wspaniałą wieżę krzyżacką”. Pojechałem.
Zamek w Przezmarku jest jeszcze bardziej malowniczo usytuowany niż ten w Morągu, na cyplu pomiędzy jeziorami Wielka i Mała Motława. Nic dziwnego, że autor Pana Samochodzika i templariuszy Zbigniew Nienacki, opisując zamek w Złotym Rogu, miał zapewne przed oczami właśnie Przezmark. Ale nie o Przezmarku chcę pisać, tylko jego właścicielach, państwu Jolancie i Ryszardzie von Pilachowskich. Zresztą i o nich też można znaleźć wiele informacji. Ograniczę się więc do własnych refleksji. Pan Ryszard, kupił zamek w Przezmarku i w domu zbudowanym z cegieł ruin pozamkowych zamieszkał mając prawie 60 lat, w przeszłości nie związany, ani z historią średniowiecza, ani architekturą czy historią kultury. Jego żona, wprawdzie ma duszę artystyczną (maluje obrazy), ale jak przypuszczam, kontakt ze średniowieczem nawiązała stając się w 2000 roku Panią na zamku.
Pan Ryszard ma w tej chwili 80 lat. Oprowadzając po jedynym zachowanym w całości obiekcie zamku, sześciopiętrowej wieży, z entuzjazmem opowiadał, jak z ruiny pełnej pustych butelek i cuchnącej moczem w ciągu 23 lat stworzył sześć pięter sal muzealnych starannie zaaranżowanych i pełnych średniowiecznych artefaktów (meble, zbroje, kusze, tkaniny) zdobywanych w Europie.
Jak przyznaje pan Ryszard, te lata, to lata nieustannego inwestowania (przy cierpliwej aprobacie żony). Teraz myśli o zbudowaniu kawiarni i zaludnieniu obiektu turystami. Ale mam wrażenie, że ważniejsza jest dla niego pasja ciągłego „dopieszczania” wieży zamkowej i utrwalanie historii zamku. W blogu pani Zofii Jurczak na temat zamku w Przezmarku na zakończenie pojawia się zaczerpnięty z Pana Samochodzika i templariuszy cytat z Biblii: „Tam skarb twój, gdzie serce twoje”. I chyba o to chodzi. Wspominając wakacje, pośród atrakcyjnych plaż i skarbów natury czy architektury, z największą atencją wspominam napotkane na drodze skarby zbudowane z pasji ludzkich serc.