Kiedy na początku tego roku rozeszła się wieść, że Pascal kupuje Borówkę, wszyscy myśleli, że to kucharz z telewizyjnego programu kulinarnego postanowił wyremontować jedną z najstarszych i najładniejszych willi w Milanówku. Mało kto zakładał, że zbieżność obco brzmiącego (w dodatku z francuska) imienia jest możliwa.
Tych, którzy przejeżdżali przez ostatnie lata obok posesji z willą, smucił zapewne widok niszczejącego budynku. Bez trudu jednak można było sobie wyobrazić, jak po remoncie mogłaby wyglądać Borówka. Jej fasada wciąż przypominała i zdradzała czasy dawnej świetności i „aż się prosiło”, by ktoś w końcu ją przywrócił. Zrobił to człowiek, który ma marzenia i chce je zrealizować – Pascal…Pauwels z pochodzenia Belg o flamandzkim nazwisku.
Postanowiliśmy dowiedzieć się więcej o nowym, bardzo sympatycznym i rzutkim właścicielu Borówki – jego decyzji, życiu i planach.
Elżbieta Tryburcy: Często Pana mylono z Pascalem Brodnickim, kiedy już stało się jasne, że Pascal kupił borówkę?
Pascal Pauwels: Tak, parę razy ludzie mnie pytali, czy jestem ten Pascal z telewizji, bo podobno mam podobny akcent, ale mi się wydaje, że nie mam. Też gotuję, nawet lepiej od Pascala Brodnickiego (śmiech), tak mi się wydaje.
E.T.: Jak to się stało, że informatyk tak dobrze gotuje?
P.P: Całe życie gotuję, kiedyś robiłem to razem z mamą. Lubię gotować, lubię przyjąć ludzi.
E.T.: A jest Pan smakoszem?
P.P.: Jestem, ale w pozytywnym sensie. Nie jem dużo, ale docenię dobre jedzenie i wino, potrawy dobrze podane np. w takim miejscu jak tutaj.
E.T.: Zdradzi nam Pan charakter potraw podawanych w Borówce. Czy będzie to kuchnia narodowa belgijska, francuska, polska?
P.P.: Bazą będzie kuchnia belgijsko-francuska, ale nowocześniej podana. Różnice polegają na tym, że w belgijskiej kuchni więcej potraw gotujemy z piwem, a francuska bogatsza jest w wina i sosy – choć nasze sosy będą lżejsze.
E.T.: Jakie danie szczególnie poleciłby Pan gościom, którzy odwiedzają restaurację po raz pierwszy?
P.P.: Tatara z łososia, przekładanego warzywami, zupę-krem z kalafiora z serem ziołowym i sorbet-szarlotkę na bazie jabłek i żubrówki, który sam wymyśliłem. U nas jest tak, że między przystawką a zupą podajemy sorbet dla lepszego trawienia.
E.T.: Mieszka Pan w Polsce już 6 lat. To przypadek, czy jakieś szczególne względy zadecydowały, że znalazł się Pan tutaj?
P.P.: To trochę dłuższa historia. Pracowałem na początku dla MARSA jako informatyk. Baza była w Anglii, ale ja podróżowałem po Europie i 10 lat temu zacząłem realizować projekt firmy w Polsce. I tu spotkałem Magdę…
E.T.: …kobietę, która podbiła Pana serce?
P.P.: Tak ;-). Ale projekt się skończył i musiałem podjąć decyzję. Zdecydowaliśmy się z Magdą, aby wyjechać do Belgii, potem dwa lata mieszkaliśmy w Polsce i w końcu zdecydowaliśmy się chajtnąć ;-). Mieszkaliśmy parę lat w Belgii, trochę w Anglii i potem firma szukała kogoś na stanowisko nowego dyrektora w Polsce. Dostałam kontrakt na rok, który przedłużano na 5 lat i jak kontrakt się skończył musiałem zdecydować, co dalej. Miałem do wyboru Chiny, bo tam był potrzebny dyrektor na obszar Azji, ale mam troje dzieci, zaraz będzie czwarte… - dwóch chłopaków Franka i Stasia i córeczkę Emilię.
E.T.: A teraz jakie będzie dziecko?
P.P.: Będzie dziecko (śmiech). Nie chcemy wiedzieć.
E.T.: Imiona polskie, a nazwisko?
P.P.: Flamandzkie.
E.T.: Dlaczego wybrał Pan akurat Borówkę? W Milanówku jest wiele willi, które można zaadaptować na restaurację i hotel.
P.P.: Dlaczego Borówkę? Właśnie tego dnia, kiedy miałem podjąć decyzję, czy jechać do Chin, czy wracać do Anglii, a ja chciałem tu zostać, bo przez ostatnie 10 lat podróżuję po Europie i świecie, od 5 lat nie spałem dłużej niż 4 noce w jednym łóżku, miałem po prostu dosyć… i wtedy dowiedziałem się, że Borówka jest na sprzedaż.
Wracaliśmy akurat z żoną z imienin teścia, który mieszka a Milanówku, i przejeżdżaliśmy obok Borówki. Żona wtedy prowadziła (śmiech), a ja zacząłem marzyć. To jest piękne miejsce, piękny budynek, choć technicznie był w fatalnym stanie, ale tak mnie to miejsce za serce chwyciło, że postanowiłem zaangażować się w remont Borówki.
E.T.: To jest budynek zabytkowy, jeden z najstarszych w Milanówku. Jego remont wymagał zgody konserwatora zabytków. Czy miał Pan tu jakieś problemy?
P.P.: Nie. Żadnych problemów nie miałem z panią konserwator. Przekonałem ją, że robię to, bo chcę ratować ten budynek. Jest coś pięknego i musimy to zachować dla pokoleń, dla moich dzieci, wnuków i miasta.
E.T.: Na parterze przewiduje Pan urządzić restaurację, a na pierwszym i drugim piętrze co? Pokoje hotelowe? Ile?
P.P.: Tak, pięć, potem chcemy jeszcze dobudować pomieszczenia na posesji i otworzyć salę konferencyjną.
E.T.: A co będzie w budynkach, które stoją od ul. Św. Jadwigi?
P.P.: Tam będzie cukiernia i ogród zimowy. Chcemy też urządzić parę pokoi hotelowych i salę konferencyjną pod ziemią...
E.T.: Ale wtedy proszę pamiętać o tym, że tu jest wiele zabytkowych drzew i wymagana będzie pewnie zgoda konserwatora przyrody…
P.P.: Wiem, ale na tym placu, gdzie chcemy budować, była kiedyś szklarnia. Jej fundamenty mają ponad metr głębokości, tam nie będzie żadnych drzew, a sala podziemna nie zniszczy wyglądu Borówki. Mamy zresztą plan ogrodu i dla tamtej części z salą. To jest już potwierdzone przez konserwatora przyrody. Rozmawialiśmy też o tym z konserwatorem zabytków, który nie jest przeciwny…
E.T.: Borówka budowana była w stylu tzw. nadwiślańsko-bałtyckiego gotyku. Czy w tym stylu będą również utrzymane wnętrza restauracji i pokoi?
P.P.: Tak, stare meble i żyrandole kupuję już od roku, żaby zachować ten styl. To samo zrobiliśmy z podłogami i stropami – wszystko wymienialiśmy, tak było spróchniałe.
E.T.: Mówił Pan o organizacji imprez… Czy przewiduje Pan imprezy otwarte dla mieszkańców, czy tylko dla konkretnych gości?
P.P.: Jeżeli będą takie okazje, będziemy organizować imprezy otwarte, choćby Otwarte Ogrody, z czym ja czuję się dobrze. Mnie zależy na tym, żeby współpracować z Miastem i ludźmi, którzy tu mieszkają, bo w końcu wszyscy musimy współżyć…
E.T.: Myślę, że szybko Pan wejdzie w klimat miasta i już się chyba tak stało…?
P.P.: Tak, mieszkałem dwa lata na ul. Długiej, a teraz już ponad 4 lata w Kadach?
E.T.: I zamierza Pan tu osiąść na stałe?
P.P.: Tak.
E.T.: A czy nie dotyka Pana, jako mieszkańca Kad, problem obwodnicy, która ma powstać w pobliżu?
P.P.: Dotyka i mam swoje zdanie na ten temat.
E.T.: Środowiska w Milanówku walczą, żeby jej tam nie budować…
P.P.: Dla mnie też nie ma to sensu, bo blisko jest trasa katowicka, która może działać jako obwodnica i dla Grodziska i dla Milanówka… Zresztą za 20 lat będzie tu spora aglomeracja, bo sprowadzają się ludzie z Warszawy. Jak jeszcze autostrada A2 będzie połączona z Katowicką… Moim zdaniem ważniejsza jest budowa autostrady…
E.T.: Zadam „cięższe” pytanie: zdradzi nam Pan, ile to wszystko razem kosztowało – zakup, renowacja? Ile zainwestował Pan w przyszłość swoich dzieci?
P.P.: Nie zdradzę, ile to kosztowało, ale powiem, że cała rodzina się w to zaangażowała i włożyliśmy wszystkie nasze oszczędności. A odnowienie i wystrój kosztował drugie tyle co zakup.
E.T.: Ile zapłaci przeciętny klient za dobę w hotelu?
P.P.: A tu mogą odpowiedzieć. 250-350 zł. Mniejsze pokoje będą tańsze, większe droższe, no i mamy apartament za 500 zł. Wszystko ze śniadaniem.
E.T.: Nastawia się Pan na konkretną grupę klientów?
P.P.: To różnie, na pewno na przedsiębiorstwa, które tu mają siedziby i szukają dobrego miejsca na spotkania dla pracowników i swoich klientów.
E.T.: Apropos spotkań integracyjnych… Czy przewiduje Pan jakąś rozrywkę dla tych, co przyjadą się tu szkolić i pewnie integrować?
P.P.: Rozumiem, ale to nie jest miejsce do zabawy, ja jestem zwolennikiem dobrej zabawy, ale nie lubię przeszkadzać. Tu będą szkolenia, ewentualnie jakaś impreza okolicznościowa, ale bez fajerwerków. To miejsce ma pewien poziom i chcemy go zachować.
E.T.: A o miejsca parkingowe Pan zadbał?
P.P: Tak. Choć konserwator przyrody nie pozwolił na miejsca parkingowe przed budynkiem, ale będą z tyłu. Na razie jest tam część nieutwardzona, ale będą miejsca dla 8 samochodów.
E.T.: A jeśli ktoś będzie chciał zrobić w ramach oferty restauracji zamkniętą imprezę okolicznościową, ilu gości pomieści sala?
P.P.: 30-40 osób. Przewidujemy kameralne spotkania, aby goście mogli się delektować i relaksować.
E.T.: A kogo zamierza Pan zatrudnić, Polaków, Belgów?
P.P.: Zatrudniłem już – są to Polacy, Belgijka jest szefową kuchni. Szefowa sali jest Polką, tu z Jaktorowa. Mam dwóch kucharzy z Podkowy Leśnej – młodzi ludzie, pomysłowi, entuzjastyczni, skończyli szkołę gastronomiczną w Warszawie. Próbuję zachować równowagę między starszymi i młodymi, tutejszymi i przybyszami, kobietami i mężczyznami.
E.T.: Pytamy o zatrudnienie, bo dowiedzieliśmy się, że w Grodzisku jest technikum gastronomiczne, które postarało się o współpracę z siecią hoteli Accor dzięki nauczycielowi-Francuzowi. Uczniowie tej szkoły mają w najbliższym czasie szansę na uzyskanie kwalifikacji na najwyższym europejskim poziomie w branży hotelarsko-gastronomicznej. Czy nie interesowałoby Pana nawiązanie współpracy z nimi, aby ich zatrzymać tu w Polsce?
P.P.: Byłbym na pewno zainteresowany, tylko jeszcze nie wiem, co mogę zaoferować ze swojej strony. Mamy na pewno inną kuchnię i doświadczenia, no i jest to mała kuchnia. Na pewno 2-3 osoby mogłyby znaleźć tu miejsce.
E.T.: Kiedy cały plan, czyli restauracja, hotel, sala, cukiernia – kiedy to wszystko ma szansę ruszyć?
P.P.: To zależy od kasy. Na razie inwestowałem własne środki, dalszych środków, nie ukrywam, będę poszukiwał u dodatkowych inwestorów.
E.T.: Czy przy takich inwestycjach można korzystać z dotacji unijnych?
P.P.: Tak, mogę się strać o środki, przeznaczone na rozwój branż turystycznych. W kwietniu złożyłem wniosek o fundusz z Ministerstwa Kultury – mają do rozdania ponad 90 mln zł.
E.T.: I kiedy będzie decyzja?
P.P.: Już były. 90 % wszystkich projektów to są kościoły i parafie, nie uwzględniają żadnych prawdziwych zabytków, więc ja też nie dostałem.
E.T.: Smutne i niesprawiedliwe. Dziękuję za bardzo przyjemną rozmowę i życzę sukcesów w realizacji Pańskich marzeń.
To może Cię zainteresować: