W sobotę, 5 kwietnia Milanowski Uniwersytet Trzeciego Wieku zaprosił wszystkich zainteresowanych do Saloniku Literackiego na spotkanie z autorką popularnych powieści – Małgorzatą Kalicińską. Spotkanie odbyło się w Teatrze Letnim MCK. Pisarkę powitała Dominika Inkielman – prezes MU3W, przytaczając najważniejsze fakty z jej życia. Rozmowę z pisarką prowadziła Elżbieta Tryburcy-Kubacka.
Pisarka ukończyła Szkołę Główną Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, pracowała jako belferka, współpracowała z TVP w programach „Forum Nieobecnych” i „Żyć bezpieczniej” oraz z czasopismem „Bluszcz”. Była współwłaścicielką Agencji Reklamowej CAMCO-MEDIA, a od 2011 r. prowadzi blog. Ma syna i córkę, z którą wspólnie napisała powieść „Irena”.
Małgorzata Kalicińska okazała się świetną rozmówczynią, a właściwie gawędziarką. Obszernie odpowiadała na pytania, okraszając je barwnymi historiami i anegdotami. Na początku, zapytana o pisarski impuls, przyznała się do błędu w wyborze kierunku studiów i do tego, że nigdy nie pracowała w swoim zawodzie. Stwierdziła, że fajnie było robić różne rzeczy w różnych etapach swojego życia. A impulsem do pisarstwa był fakt, że „gruntowne studia” w zakresie języka polskiego odbyła u swojej mamy, bardzo dobrej polonistki.
Od niedawna uważa się za pisarkę. - Wprawdzie „Dom nad rozlewiskiem” odniósł duży sukces, ale mówienie o sobie pisarka nie przechodziło mi przez usta, a jedynie kobieta pisząca. Kiedyś, nie tak jak obecnie, trzeba było długo czeladniczyć – powiedziała.
Odnosząc się do pytania o inspiracje literackie, stwierdziła, że ma pewnych mistrzów, przed którymi klęka na jedno kolano i wymieniła: Melchiora Wańkowicza, Stanisława Lema jako filozofa, Elizę Orzeszkową, Marię Dąbrowską, Andrzeja Sapkowskiego i Zofię Kucówną, która ją namaściła, stawiając mały krzyżyk na czole.
Zgodziła się z faktem, że jej powieści są czytane głównie przez kobiety, ale określenie literatura kobieca wiąże się – jej zdaniem – ze statystyką czytelniczą. W felietonie „Babskie czytadło” ostro zaprotestowała przeciwko używaniu, głównie przez panów, tego pogardliwego określenia. Podkreśliła, że jest sprawiedliwa i pisze nie tylko o krzywdzonych kobietach, ale również o mężczyznach krzywdzonych przez kobiety manipulantki, czego przykładem jest powieść „Zwyczajny facet”. Jako dwie główne przyczyny gwałtownie rozszerzającego się zjawiska przemocy wymieniła przemoc w szkole i nadmiar przemocy w telewizji.
Stwierdziła, że pisze o ludziach, bo ich lubi, a tematy zwykle czerpie z życia swoich bliskich, znajomych, zaobserwowanych zjawisk, np. Irena z powieści, którą napisała wspólnie z córką, jest podobna do jej ciotki Zochy. Mówiąc o doświadczeniu pracy z córką przyznała, że nigdy nie było między nimi konfliktu pokoleniowego ani fochów. Kiedy córka wyprowadziła się, utrzymywały kontakt listowny poprzez e-maile. Listy córki były świetne, doszła więc do wniosku, że mogą coś stworzyć razem. Obecnie są w trakcie pisania literackich listów, które prawdopodobnie wyjdą jesienią. Odpowiadając na pytanie - jak to się dzieje, że mimo dobrych chęci, mimo troski, rodzice nie potrafią porozumieć się z dorosłymi dziećmi, nawiązujące do powieści „Irena”, odpowiedziała – „Nie dam żadnej recepty, co chatka to zagadka”. Przyznała, że w swoich trudnych relacjach z synem skorzystała z mądrości teściowej. Zaczęła omijać „pola minowe”, by nie doprowadzać do niepotrzebnych zadrażnień.
Pytana o ideał mężczyzny odpowiedziała, że podobają jej się panowie rówieśnicy. Ma czułość i sentyment do starszych panów, o moralności jej dziadka, ale to, jak stwierdziła, były osoby z innego świata. - Otaczający nas panowie to nie są herosi, mają swoje wady i zalety, a również tzw. „nawisy inflacyjne”.
Na pytanie, czy spotkała się z kobietami, które potraktowały jej literaturę terapeutycznie, stwierdziła, że rozmowy z czytelnikami podczas spotkań są monetą zwrotną. - Nie ma nic fajniejszego. Na dowód silnego oddziaływania swoich powieści na życie niektórych czytelników wspomniała o mężczyźnie, który w rozmowie przyznał się do problemu alkoholowego, a jej powieści utwierdziły go w przekonaniu, że uda mu się wytrwać w abstynencji oraz o kobiecie, która stwierdziła – „pani ma dar łączenia małżeństw”. Przywołała też historię kobiety, która po przeczytaniu „Domu nad rozlewiskiem” (podobnie jak bohaterka powieści) odwiedziła matkę, z którą nie utrzymywała kontaktu od 16 roku swojego życia.
Na zakończenie autorka zdradziła plany wydawnicze na najbliższy czas. Zachęcała do lektury książki o kulturze i życiu w Korei Południowej, w której spędzała ostatnimi laty kilka miesięcy w roku. Książka ukaże się prawdopodobnie w tym roku.
Niektóre pytania nawiązywały do fragmentów felietonów, zwanych przez autorkę „felkami”, które czytały: Halina Kacprzak i Julia Piwowarczyk.
Przypomnijmy utwory, które napisała Małgorzata Kalicińska: „Dom nad rozlewiskiem”, „Powroty nad rozlewiskiem”, „Miłość nad rozlewiskiem”, Fikołki na trzepaku”, „Zwyczajny facet”, Lilka”, „Irena”, „Widok z mojego okna. Szersza perspektywa. Przepisy nie tylko na życie” (zbiór felietonów).
Spotkanie z Małgorzatą Kalicińską zakończył koncert jazzowy w wykonaniu trio w składzie: Tomasz Sołtys – fortepian, Dawid Opaliński – perkusja i Mateusz Wożniak – kontrabas.
To może Cię zainteresować: