W sobotę, 8 listopada, w Teatrze Letnim Milanowskiego Centrum Kultury odbył się "Koncert na cztery ręce". Przy fortepianie zasiedli Joanna Kacperek i Michał Bruliński. Tym razem, w ramach projektu młodzi klasycznie, mieliśmy przyjemność wysłuchać utworów Maurice Ravela i Samuela Barbera.
Była to prawdziwa uczta nie tylko dla ucha, ale także dla oka. Młodzi artyści grali z ogromnym zaangażowaniem, wdziękiem i pasją. Można tylko żałować, że koncert rozpoczął się z prawie godzinnym opóźnieniem i że artyści, mając świadomość zmęczenia słuchaczy ponad dwugodzinnym spotkaniem z prof. Bralczykiem, nie wykonali wszystkich utworów, znajdujących się w programie.
Odnośnie spotkania z prof. Bralczykiem, z przykrością muszę stwierdzić, że wyszłam z niego, delikatnie mówiąc - zdziwiona. Uważałam bowiem, że tytuł „profesor” nie upoważnia do lekceważenia ludzi i wcześniej akceptowanych ustaleń. Profesor Bralczyk widocznie jest innego zdania i tego wieczoru uznał, że bez względu na to, co uzgodnił z organizatorami spotkania, może mówić o tym, co dla niego jest w tej chwili ważne i tak długo, jak uzna za stosowne. Okazało się więc, że ważna była promocja najnowszej książki, a nie tej, która znalazła się na plakatach informujących o spotkaniu, tj. „Wszystko zależy od przyimka”. Jak przyznał sam pan Bralczyk, po co promować książkę, która sprzedaje się dobrze, a w jej powstaniu autor ma tylko 25% udziału.
Tak więc znaczna część spotkania była poświęcona promocji właśnie tej drugiej książki. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że pan profesor nie jest smakoszem tylko żarłokiem, że bardzo lubi zacierki z mlekiem i kartoflami, a nienawidzi pomidorów, o umiejętnościach kulinarnych jego żony i o tym, że profesor Andrzej Markowski – inny językoznawca – ma pospolite nazwisko, które nie pozwala mu osiągnąć takiej popularności, jaką ma wypowiadający się. W tym miejscu należy dodać, że to pospolite nazwisko nie przeszkadza profesorowi Markowskiemu w byciu kulturalnym. Odpowiedzi na pytania dotyczące innych tematów, związanych z kulturą języka i kłopotami językowymi Polaków, były udzielane niechętnie. Jedynie dłużej zatrzymał się profesor przy wulgaryzmach, o które zapytał ktoś z sali. Trzeba jednak przyznać, że niektóre odpowiedzi profesora bawiły zebranych, z których wielu, bez względu na to co profesor mówi i jak się zachowuje - lubi go słuchać.