Od 6 do 10 kwietnia gościła w Milanówku, 23-osobowa grupa z Francji, która przybyła na zaproszenie Milanowskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Była to rewizyta, bowiem w listopadzie 2009 r. gośćmi Francuzów byli słuchacze MU3W, uczestniczący w obchodach rocznicy zakończenia I wojny światowej.
Goście są mieszkańcami dwóch północnych departamentów, graniczących z Belgią. Obecnie są to departamenty zielone, rolnicze. Dawniej był to region górniczy, a w kopalniach pracowało wielu Polaków, którzy na początku XX wieku wyemigrowali tu za chlebem. Większość przybyłych gości ma polskie korzenie. Są wśród nich mówiący po polsku. Są tacy, którzy rozumieją język polski, ale nie mają odwagi, by mówić w tym języku. Jest również Francuz, który zaczął uczyć się polskiego. Większość z nich była już w Polsce, głównie w tych miejscowościach, skąd pochodzili ich przodkowie. Ludzie różnych zawodów, w większości już na emeryturze, ale bardzo aktywni. Działają w stowarzyszeniach, kultywują obchody ważnych rocznic historycznych. Wśród gości z Francji nie zabrakło Meurisse Nicole (maire, responsable du Comité de la Pierre d'Haudroy), Lejeune Jean-Patrice (wice maire President de Thierache Border).
Goście przyjechali późnym wieczorem. Zamieszkali u polskich rodzin, w większości u tych, których członków przyjmowali u siebie. Przez 3 kolejne dni (od środy do piątku) mieli bardzo napięty program pobytu. W środę odwiedzili Zakład Produkcji Krówek Konstancji Dołęga-Dołęgowskiej, barokowy pałac Radziwiłłów w Nieborowie wraz z pracownią ceramiki, romantyczny park w Arkadii, dworek w Żelazowej Woli, w którym urodził się Fryderyk Chopin i kościół w Brochowie, w którym był ochrzczony. Stamtąd udali się do dworku Wojciecha Siemiona w Petrykozach. Gospodarz z dumą prezentował swój dom i zgromadzone w nim dzieła sztuki, dowcipnie opowiadał o pochodzeniu niektórych eksponatów, zademonstrował swój kunszt aktorski. W rewanżu usłyszał piosenkę francuską w wykonaniu uroczego, kobiecego trio.
W czwartek Francuzi udali się z wizytą do Matecznika w Karolinie, zaś potem pojechali do Baboszewa, trasą przez Opinogórę.
W piątek o godz. 10, miało miejsce spotkanie z burmistrzem Jerzym Wysockim i przewodniczącym Rady Miasta Jerzym Olczakiem, w sali konferencyjnej Urzędu Miasta. Były oficjalne przemówienia. Mer Meurisse Nicole w swym przemówieniu dziękowała za miłe przyjęcie i serdeczność rodzin. Te dwie flagi stojące na prezydialnym stole, francuska i polska, świadczą o zbliżeniu narodów, a nawet serc – powiedziała. Burmistrz Jerzy Wysocki przedstawił historię Milanówka, mówił o regułach działania polskiego samorządu lokalnego, o realizowanych w mieście inwestycjach i o kłopotach wynikających z kryzysu ogólnoświatowego. Goście dostali upominki. Panie wśród upominków znalazły jedwabne, ręcznie malowane apaszki, zaś panowie miód pitny.
Po spotkaniu goście wybrali się na krótką wycieczkę po Milanówku odpowiednio przygotowanym wozem, ciągnionym przez dwa piękne konie. Następnie odwiedzili Państwowe Archiwum Dokumentacji Osobowej i Płacowej, w którym zapoznali się z twórczością Jana Szczepkowskiego. Po lunchu w „Gościńcu” koło Radziejowic, zwiedzili Muzeum Lwowa i Kresów Południowo Wschodnich w Kuklówce Radziejowskiej.
Trzeci dzień wizyty zakończyła uroczysta kolacja i koncert fortepianowy w wykonaniu Leny Ledoff, w Milanowskim Centrum Kultury.
Obiektywna Gazeta Internetowa towarzyszył francuskim gościom na zaproszenie prezes MU3W Dominiki Inkielman.
To może Cię zainteresować:
Nie będę wyjaśniać, skąd nazwa tego syndromu. Czuję się jednak w obowiązku wskazać jego objawy. Otóż napotykając w życiu na różne niedogodności, przeszkody w realizacji planów, mamy do wyboru: walczyć o usunięcie przeszkód albo dostosować się – zaakceptować słoną zupę, pinezkę, na której usiedliśmy i zrezygnować z jakichś planów, tłumacząc się obiektywnymi trudnościami lub „wyższą koniecznością”. Ta druga droga – to właśnie syndrom gotującej się żaby. Instynkt samozachowawczy budzi się w nas dopiero, gdy pinezka ma już 10 cm ostrze, zupa jest trująca, a realnych planów nie mamy już żadnych.
Syndrom gotującej się żaby, czyli: „nie spieszmy się”