Jest takie miejsce w Milanówku, podobne do tego w Koszajcu pod Brwinowem, gdzie od ponad stu osiemdziesięciu lat chowano zmarłych wyznania ewangelickiego. Jest to mały, zaniedbany i zapomniany cmentarzyk należący do kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Znajduje się tuż przy ulicy o nazwie Średnia, drodze, która biegnie na południe od ulicy Kazimierzowskiej, a ta z kolei prowadzi do przystanku kolejowego WKD – Kazimierówka.
Na starej mapie Milanówka, w południowym rejonie gminy widnieją trzy osady: Brzózki, Polesie i Nowa Wieś. Brzózki to rejon, gdzie znajduje się wspomniany cmentarzyk, natomiast Polesie było kiedyś miejscem zamieszkania Menonitów - niemieckich kolonistów.
W połowie XVIII wieku prawo do osadnictwa w Polsce nadał im. Antoni Onufry Okęcki biskup poznański i Kanclerz Wielki Koronny. To właśnie do niego i jego familii należało wiele okolicznych wsi i części dóbr żbikowskich, milanowskich, koszajeckich i brwinowskich. Podobno biskup powtarzał czasami, że „założył wsie Niemcami”.
Koloniści zamieszkali tylko w kilku wyznaczonych wsiach, należących do Okęckich. W naszej najbliższej okolicy była to wieś Koszajec i osada Polesie. Ale właściwie po co biskup sprowadził ich na Mazowsze? Otóż chodziło o wprowadzenie nowej, zachodniej metody uprawy roli, w tym nowych sposobów upraw zbóż, warzyw i owoców, nieznanych dotąd w Polsce, oraz wydajniejszej hodowli zwierząt. Niemcy już wówczas mieli lepszy sprzęt rolniczy niż Polacy, bardziej zmechanizowany - posiadali kieraty, wialnie, centerfugi do wyrobu masła, praski do serów, a w każdym domu stał piec do wypieku chleba i ciast. Pod koniec dziewiętnastego wieku pojawiły się w niemieckich wsiach-koloniach pierwsze młockarnie, a jeszcze wcześniej młyny i wiatraki.
Na starych mapach widoczne są na Polesiu i Koszajcu dwa wiatraki. Pierwszy stał na wzniesieniu w pobliżu Turczynka, w okolicach dzisiejszej ulicy Wiatracznej - stąd pewnie nazwa tej ulicy, a drugi w pobliżu nieistniejących dziś torów kolejowych w Koszajcu. Pierwszy wiatrak trzymał się dzielnie do połowy dwudziestego wieku, po czym zniknął nie wiadomo kiedy, drugi nie przetrwał dziejów – spłonął podczas pierwszej wojny światowej.
Podczas trwania pierwszej wojny wydarzyła się na Brzózkach interesująca historia.Otóż w październiku 1914 r. podczas kilkudniowych walk na linii frontu Błonie - Brwinów - Nadarzyn, dwa kilometry od menonickiego cmentarzyka Rosjanie zestrzelili niemiecki, dwupłatowy samolot. Maszyna runęła kilka kilometrów za wsią, w gęsty las, grzebiąc na miejscu dwóch pilotów. Podobno nazwiska lotników znane były po tamtej wojnie przez wiele lat, lecz czas zatarł ślady i dziś nie wiadomo, jak się nazywali. Niemieccy piloci nie zostali pochowani w miejscu katastrofy, lecz na małym cmentarzyku ewangelickim, właśnie tym na Brzózkach. Jednakże ich grobu dzisiaj już nie ma. Ale dlaczego? Otóż od zakończenia drugiej wojny światowej cmentarzyk na Brzózkach stopniowo znikał. Od 1945 r. nie było tu żadnych pochówków i nie było ludzi, którzy opiekowaliby się nekropolią, albowiem tutejsi Niemcy opuścili Polskę, a pozostali mieszkańcy Polesia w ogóle się nim nie interesowali.
Dziś, ten mały cmentarzyk właściwie nie istnieje - nie ma tu grobów, kapliczek, krzyży, płyt nagrobnych, a nawet dawnego, żeliwnego ogrodzenia. Wszystko zniknęło w ciągu 69 lat, to jest od 1944 r., kiedy miał tu miejsce ostatni pochówek. Jest za to sporo krzewów i starych drzew, między innymi rośnie tu jeszcze kilkanaście dorodnych dębów, mających mniej więcej po sto lat. Jednakże pośród gęstych zarośli znalazłem jedyny, ocalały na całym cmentarzyku, niewielki grób z żelaznym krzyżem. Mogiła jest dziwna, bowiem ma wygląd trumny. Jej kształt wylano z betonu i chyba tylko dlatego przetrwała, natomiast na grobie nie ma żadnego napisu. Z relacji, jakie uzyskałem od okolicznych mieszkańców, wynika, że nie leżą tu niemieccy lotnicy, lecz młoda kobieta - Natalia Bauer, która zmarła pod koniec 1944 r. Podobno obok znajdował się większy grób, gdzie pochowana była jej liczna rodzina. Były tu również groby innych rodzin niemieckich kolonistów, między innymi Imrottów i Keberów. Keber był ostatnim młynarzem i właścicielem wiatraka na milanowskim Polesiu.
Cmentarzyk na Brzózkach kryje jeszcze jedną tajemnicę - liczbę pochówków. Jeśli przyjąć, że rocznie chowano na Brzózkach tylko trzy osoby, to w ciągu 180 lat pochowano tu 540 osób. Jednak sądzę, że pochówków było znacznie więcej. Przypuszczam, że na Brzózkach pogrzebano około tysiąca osób i to nie tylko niemieckiego pochodzenia. Niestety, wszystko zatarł już czas i chyba nigdy nie dowiemy się, ile tak naprawdę było tu grobów i kto był tam pochowany.
Dwa kilometry na południe od cmentarzyka, na terenie prywatnym, w ogrodzie, w miejscu upadku niemieckiego samolotu stoi niewielki krzyż, a na nim widnieje taki napis: ICH HABE EINEN GUTEN KAMPF GEKAMPFE ICH HABE DEN LAUF VOLLENDET ICH HABE GLAUBEN GEHALTEN. Co znaczy: DOBRZE WALCZYŁEM, ZAKOŃCZYŁEM BIEG, ZACHOWAŁEM WIARĘ. Nie wiadomo, kto postawił ten krzyż. Prawdopodobnie zrobili to niemieccy żołnierze, albo Menonici z Polesia. Co prawda jest to miejsce upadku samolotu i śmierci dwóch lotników, to jednak uważam, że krzyż powinien być przeniesiony na cmentarzyk ewangelicki, właśnie ten na Brzózkach, tam gdzie w 1914 r. pochowano niemieckich pilotów.
I to byłoby wszystko, gdyby nie pewna smutna refleksja. Otóż, jak już wspomniałem, cmentarzyk jest bardzo zaniedbany - zarośnięty krzakami, chaszczami i starymi drzewami, przypomina raczej dziki lasek niż cmentarz - i nic w tym dziwnego, że czasami przyciąga uwagę potencjalnych nabywców gruntów. Otóż pewna rodzina z Warszawy miała wielką ochotę kupić ten teren pod budowę domu, nie wiedząc, że jest to nekropolia. Zatem zwracam się do włodarzy Milanówka o zadbanie o ten obszar, ogrodzenie i postawienie tablicy, że teren nie jest do sprzedania, albowiem jest to cmentarz.