W dniu dzisiejszym Artur Zybrant, prezes Stowarzyszenia Konserwatorów Czasu, przedstawia Czytelnikom Obiektywnej Gazety Internetowej nieznane losy jednego z patronów milanowskich ulic – Stefana Hellera
Amerykańska opowieść o Milanówku w czasie ostatniej wojny!
W ostatnim czasie Stowarzyszeniu Konserwatorów Czasu udało się dotrzeć do niezwykle ciekawej pozycji książkowej, która ukazała się w 1991 r. w Nowym Jorku. „Lania. An American Woman in Nazi - Occupied Poland 1939 – 1945” (Lania. Amerykanka w okupowanej przez Nazistów Polsce 1939 – 1945r.), bo tak brzmi jej dokładny tytuł, to odnalezione po latach i opublikowane przez rodzinę wspomnienia Melanii Kocyan Hellersperk (niestety polskiego przekładu na razie brak). Autorka wprawdzie posiadała polskie korzenie, ale pochodziła z pokolenia już w pełni ukształtowanego w USA, mającego bardzo mgliste wyobrażenie o kraju swoich przodków. Jednym słowem była Amerykanką.
Książka, która wyszła spod jej pióra, to pozycja niezwykle interesująca, w szczególności dla mieszkańców Milanówka, ponieważ niemalże cała opowieść ulokowana została właśnie tu. Milanówek z nazwy pada ponad 100 razy!. Kolejnym istotnym walorem książki jest sama autorka, która była żoną Stefana Hellera, używającego w USA nazwiska Hellersperk, postaci bardzo zasłużonej dla Milanówka. Podczas okupacji niemieckiej piastował on funkcję ostatniego komendanta ośrodka „Mielizna” (Milanówek AK) i szefa Oddziału VI Biura Informacji i Propagandy (BIP) w Podokręgu Warszawa-Zachód Obszaru Warszawskiego AK. Stowarzyszenie Konserwatorów Czasu dotychczas bezskutecznie poszukiwało informacji na jego temat w archiwach Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku i Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej w USA. Książka pozwala zatem na ustalenie wielu dotąd nieznanych faktów i wypełnieniu „białych plam” dotyczących tej postaci.
Rzecz jasna zaletą samą w sobie jest niezwykle ciekawie i barwnie podana historia dwojga ludzi, którzy dostają się w żarna historii, mielącej swą siłą nie tylko jednostki. Melania i Stefan pobrali się w Stanach w 1939r. Podczas swojego miesiąca miodowego postanowili odbyć podróż po Europie. Jednym z przystanków w tej wycieczce stała się Polska. Stefan, pracownik polskiego MSZ (Konsulatu RP w Chicago), chciał odwiedzić rodzinę i przedstawić jej świeżo upieczoną żonę. Niedługo po przyjeździe idylla miesiąca miodowego gwałtownie zamieniła się w koszmar kilkuletniej okupacji. Lania bijąc się z myślami postanowiła zostać w zupełnie obcym kraju, którego nie znała. Decydującym argumentem było oczywiście uczucie, jakim darzyła ukochanego męża. Wiedziała doskonale, że będzie on walczył za swoją Ojczyznę, co nolens volens musiała zaakceptować. Odtąd przyszło jej dzielić niedostatki i biedę dnia powszedniego w okupowanym kraju, w którym śmierć czyhała niemal za każdym rogiem.
Stefan, jako ochotnik, we wrześniu 1939 r. spełnił swój żołnierski obowiązek. Został ranny i dość szybko powrócił do domu. W tym samym czasie Lania, podczas krótkiego pobytu w bombardowanej przez Niemców Warszawie, doświadczyła na własnej skórze, co oznacza wojna totalna, w której nie istniało pojęcie cywila. Los głównej bohaterki, tożsamy z losami Polaków powodował, że w wielu opowiadanych wspomnieniach przyjmowała bliską im perspektywę. Wszakże łączyła ją z nimi wspólnota losów i doświadczeń.
Autorka napisała swoją historię językiem żywym i przystępnym dla czytelnika. Książka została dobrze skomponowana. Często podczas opisywania konkretnych zdarzeń autorka czyniła parafrazy, co pozwalało jej na odpowiednie naświetlenie kontekstu danej sytuacji, a tym samym na lepsze jej zrozumienie przez czytelnika.
W gąszczu poruszanych tematów możemy odnaleźć m.in. tragedię polskich Żydów. Autorka przytacza znaną w Milanówku historię żydowskiej dziewczynki zastrzelonej przez niemieckiego żołnierza, ale także pomoc organizowaną dla nich przez Polaków, również w pewnym stopniu przez rodzinę Hellerów. Powtarzającym refrenem wspomnień stały się ciągłe „wapanki” i strach, jaki ze sobą niosły. Jedna z nich zresztą omal nie zakończyła się dla autorki tragicznie. Duże wrażenie zrobiła na niej klęska Powstania Warszawskiego, którego skutków w Milanówku nie dało się przecież nie zauważyć. Podobnie jak i w innych domach tak i u Hellerów wielu uchodźców znalazło dla siebie schronienie. W tym czasie Lania ofiarnie pomagała w jednym ze szpitali, których na terenie letniska było wówczas bardzo dużo.
W całej opowieści można odnaleźć wiele rzeczy dość oczywistych i dobrze znanych skądinąd. Pozwala to na pozytywne zweryfikowanie treści, którą można uznać również za wartościowy materiał badawczy. Nie brakuje tu także ciekawych szczegółów – pisarka pamiętała na przykład, że w okolicach Milanówka operował oddział partyzancki komunistycznej Gwardii Ludowej. Wymieniła nawet pseudonim jego dowódcy - „Kuby”. Samych komunistów oceniała jednoznacznie negatywnie, nie mając złudzeń co do roli, jaką przyszło im wypełnić. Oczywiście zdarzały się czasami pewne uproszczenia czy nawet pomyłki, ale nie były one w gruncie rzeczy rażące, za to zrozumiałe, w sytuacji gdy ma się do czynienia z cudzoziemcem traktującym o naszej historii.
Nieco przydługi tytuł książki nie odnosi się jednak do całości jej treści. Ostatni rozdział skupia się na wydarzeniach, które nastąpiły już po wejściu do Milanówka wojsk sowieckich. Jak trafnie zauważyła autorka, doszło wtedy właściwie tylko do zamiany jednej, niemieckiej, okupacji na drugą, sowiecką. Niemal natychmiastowo przekonał się o tym Stefan, który już w lutym poniósł konsekwencje swojej działalności podziemnej. Był dwukrotnie aresztowany w bardzo krótkich odstępach czasu, za każdym razem w swoim domu przy ul. Inżynierskiej, na oczach zrozpaczonej żony. Późniejszy zapis należy do jednego z najbardziej przejmujących momentów w całej książce. Lania po otrzymaniu informacji, że Stefan został uwięziony w obozie NKWD w Rembertowie, postanowiła udać się tam pieszo z Milanówka – w bardzo mroźną zimę, z paczką dla ukochanego i nadzieją na jego uwolnienie. Jak się niedługo miało okazać, nadzieją płonną. Przedstawiony widok stojących godzinami na mrozie kobiet, które próbują choćby przez chwilę dostrzec z daleka swoich ukochanych, maluje przed czytelnikiem, przez pryzmat indywidualnych dramatów, obraz nowego zniewolenia. Samej Lanii raz udało się przekazać mężowi paczkę, za pośrednictwem przekupionego butelką Whisky strażnika, innym zaś razem przy takiej prośbie otrzymała silny cios kolbą karabinu. Pocałunek dwojga przez druty kolczaste obozowego ogrodzenia musiał wystarczyć na lata, bo dla znaczącej części Polaków zajęcie kraju przez Armię Czerwoną nie oznaczało końca wojny, co celnie uchwycił w jednej ze swoich ballad Jacek Kaczmarski:
Gdy na zachodzie działa grzmiały,
Transporty ludzi szły na wschód
Świat wolny święcił potem tryumf
Opustoszały nagle fronty
[...]
A tam transporty i transporty
W jednym z takich transportów pod koniec marca znalazł się Stefan. Nota bene w tym samym wagonie był też legendarny gen. August Emil Fieldorf „Nil”, aresztowany również w Milanówku w dniu 7 marca 1945 r. Choć obozowy los w sowieckim łagrze nie oszczędzał Stefana – w skutek choroby stracił oko, ledwie przy tym ratując drugie – przetrwał i w 1947 r. powrócił do kraju. Już w 1948 r. nielegalnie, w przebraniu robotnika, udało mu się drogą morską wydostać z Polski i ostatecznie dotrzeć do USA, gdzie od dwóch lat przebywała Lania.
W jednym z wcześniejszych rozdziałów autorka przedstawiła krótko dzieje rodziców Stefana, opowiedziane przez jego matkę. Po dojściu do władzy bolszewików, Stefania Heller musiała opuścić własny dom i wraz z dziećmi udać się na tułaczkę. Męża zesłano na Sybir, skąd już nigdy nie powrócił. Historia, choć lubi się powtarzać, tym razem potoczyła się szczęśliwej. Syn nie podzielił losu ojca i choć został mocno poturbowany, przeżył. Jego los, po opuszczeniu kraju, zbiegł się z losem żony. Stefan Heller zmarł w 1988 r., czego do tej pory o patronie jednej z milanowskich ulic nie wiedzieliśmy, zaś Melania dwa lata później.
Istotnym walorem książki jest obudowanie jej nieznanymi dotąd fotografiami, pochodzącymi ze zbiorów rodzinnych. Poza samą autorką, mężem i ich synem, zgodnie z tradycją Hellerów również Stefanem, zamieszczono także zdjęcia przedstawiające siostrę Stefana, Zofię Michalską i jego matkę, Stefanię Heller.
Obecnie Stowarzyszenie Konserwatorów Czasu próbuje nawiązać bezpośredni kontakt z rodziną autorki w USA. Być może kiedyś uda się tę interesującą książkę udostępnić również szerszemu gronu czytelników.
Artur Zybrant
Stowarzyszenie Konserwatorów Czasu
PS Jeszcze w styczniu rozmawiałem na temat wspomnień Lanii ze zmarłym niedawno śp. kpt. Janem Kubkiem. Pan Jan, podkomendny Stefana Hellera z czasów ZWZ-AK, w 2007 r. doprowadził do nazwania jednej z milanowskich ulic imieniem swojego dawnego dowódcy. Był żywo zainteresowany treścią książki. Umówiliśmy się, że natychmiast po lekturze podzielę się z nim wszystkimi świeżo nabytymi informacjami... Niestety, nie zdążyłem. Cześć Jego pamięci!
Obecnie nasze Stowarzyszenie przygotowuje cykl artykułów o tematyce historycznej dotyczącej Milanówka i nie tylko. Już za kilka dni zostanie on zainaugurowany. Zapraszamy do lektury!