22 kwietnia obchodziliśmy po raz 50. Międzynarodowy Dzień Ziemi. Na konferencji Światowej Organizacji Meteorologicznej podano informację o tym, że w wyniku epidemii koronawirusa emisja dwutlenku węgla może spaść nawet o 6 procent. To największy spadek od ośmiu dekad. Patrząc jednak na opanowany z trudem pożar Puszczy Kampinoskiej, czy trawiony ogniem Biebrzański Park Narodowy, trudno się cieszyć.
Jak podaje Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie, w marcu na obszarze całego kraju, opady stanowiły 67 procent średniej wieloletniej, w pasie Polski centralnej (w tym w województwie łódzkim) - nawet poniżej 40 procent. Opady deszczu w kraju były najniższe od 30 lat. Według prognoz, maj będzie słoneczny, umiarkowanie ciepły, ale też bardzo suchy. Dopiero w czerwcu jest szansa na zmianę, jednak wtedy może być już za późno dla upraw. Brak opadów wywiera wpływ na poziom wilgotności gleb i proces wegetacji roślin. To grozi im chorobami i atakami szkodników, a ostatecznie zmniejszeniem plonów. Może to oznaczać wzrost cen niektórych towarów rolnych nawet o kilkadziesiąt procent. Rolnicy alarmują, że na przykład truskawki mogą być duże droższe niż rok temu.
- Ja się nie boję, że będzie susza, bo ona już jest. Kilkaset lat temu rolnik miał ziemię wokół swojego domu, a w tej chwili najdalej do swojego pola mam 12 km. Studnia na każdym polu, to są ogromne koszty – mówi Michał Lesiński, rolnik, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Bożej Woli w gminie Baranów. – Prawie, że codziennie jeździmy jako strażacy do bezmyślnie wypalanych traw. Tych, którzy teraz wychodzą do lasu ostrzegam, żeby bardzo uważali. Jeśli w najbliższym czasie nie spadnie deszcz, to lasy będą zamykane nie przez rząd, a przez leśników, bo ściółka jest tak sucha, że tam niewiele potrzeba do pożaru.
Tezę pana Michała potwierdza mapa Monitoringu Meteorologicznego Obszarów Leśnych, na której prawie cały kraj pokryty jest kolorem czerwonym, oznaczającym duże niebezpieczeństwo pojawienia się pożarów na terenach Lasów Państwowych. Na skutki suszy najbardziej narażone są regiony Polski centralnej i środkowo-wschodniej. Tylko drobny deszcz, padający bez przerwy przez kilkadziesiąt dni mógłby poprawić te prognozy. Jednak takie opady nie są obecnie przewidywane przez Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, i o tej porze roku mało prawdopodobne.
Prognozy hydrologiczne dla całej Polski również nie napawają optymizmem. Jest to jedna z najgorszych sytuacji w historii pomiarów, które prowadzone są od ponad stu lat. 42 stacje mierzące przepływ wód w rzekach na 500 istniejących w Polsce odnotowały stan poniżej normy. W zeszłym roku było ich ok. 10.
Początek wiosny to zwiększone zapotrzebowanie na wodę w gospodarstwach domowych. Jak ostrzega grodziski Zakład Wodociągów i Kanalizacji, w 2019 roku miejscowości: Książenice, Urszulin i Marynin na własnej skórze przekonały się co oznacza słowo susza. To przedsmak tego, co może się dziać, jeśli nie zaczniemy ograniczać zużycia wody.
Z raportu Najwyższej Izby Kontroli z czerwca 2019 roku wynika, że Polska jest jednym z najbardziej ubogich w wodę krajów Unii Europejskiej. Statystycznie na jednego Polaka rocznie przypada ok. 1600 m3 wody, nawet trzykrotnie mniej niż w pozostałych krajach Unii Europejskiej. Nasze zasoby porównywalne są z Egiptem. W okresie suszy ilość wody w przeliczeniu na jednego mieszkańca Polski wynosi poniżej 1000 m3. W innych krajach europejskich to ponad 4000 m3. Już teraz wodę powinniśmy więc zacząć traktować jak skarb.