Do zawartych niżej stwierdzeń sprowokował mnie również fragment wypowiedzi burmistrza Grodziska Maz. Grzegorza Benedykcińskiego, zawartej w wywiadzie, jakiego udzielił dziennikarzowi TVN 24 w dniu 5 września br., natychmiast po zakończeniu publicznego wysłuchania dotyczącego nowej ordynacji samorządowej.
Z wypowiedzi G. Benedykcińskiego wynikało bowiem, że najlepiej zarządza się gminą wówczas, kiedy istnieje pełna współpraca pomiędzy radą a burmistrzem, natomiast tam, gdzie do głosu dochodzi opozycja – sukcesy są mniejsze. G. Benedykciński w pewnym momencie zreflektował się i stwierdził, że on nie ma nic przeciw opozycji. Trudno nie zgodzić się z treścią tej wypowiedzi. Jest tylko jeden podstawowy problem – jak rozumiemy pojęcie współpracy?
Czy tak, jak rozumieli to milanowscy radni, którzy tak wspaniale współpracowali z burmistrzem naszego miasta, że nawet nie czytali projektów uchwał przygotowywanych na komisje i głosowali nad propozycjami rozwiązań, które były zawarte w „papierach” przez nikogo nie autoryzowanych, a więc nieposiadających cech dokumentów?
Niestety, miałam wątpliwą przyjemność być świadkiem takich zachowań. Powiem więcej, była świadkiem żenujących dyskusji, w trakcie których nasi radni godzinami dyskutowali w sprawach nieistotnych dla miasta, nie poruszając zupełnie tematów podstawowych dla jego prawidłowego funkcjonowania. Czyżby nie starczało intelektu? Mam prawo tak przypuszczać, widząc, że argumentem jednych radnych jest całkowite milczenie, zaś innych siła głosu lub tez uprawnienia z regulaminu rady, których nadużywali w walce z wątłą opozycją w radzie.
Zastanawiałam się, dlaczego tak się dzieje? Rozmawiałam z wieloma moimi znajomymi mieszkającymi na terenach różnych gmin. Milanówek nie jest wyjątkiem, w innych gminach (na szczęście nie wszystkich) jest podobnie.
Burmistrzowie nie chcą, by im "patrzono na ręce", nie chcą "tracić czasu” na dobre przygotowanie projektów uchwał – przemyślanych, wyczerpująco uzasadnionych. Co wobec tego robią? Świadczą różnego rodzaju uprzejmości na rzecz radnych po to, by zaskarbić sobie ich wdzięczność i zamknąć im usta oraz spowolnić proces myślenia. Repertuar jest tu szeroki. Ja dam tylko nieliczne przykłady, o których wspominali mi znajomi (zastrzegam, że ewentualna zbieżność z faktami, które mogły mieć miejsce w naszym mieście, jest całkiem przypadkowa):
- pomoc w wyprowadzaniu lokatorów z kupionego przez radnego domu do TBS,
- ubezpieczenia mienia miasta w agencji współpracującej z radnym,
- sprzedaż radnym działek po wyjątkowo atrakcyjnych cenach,
- załatwianie radnym lub też ich żonom i dzieciom uruchomienia działalności gospodarczej na terenach innych gmin „w ramach współpracy burmistrzów”,
- realizacja, w pierwszej kolejności, inwestycji kanalizacyjnych i drogowych,
- 6. dawanie radnym różnego rodzaju zleceń, oczywiście dobrze płatnych.
Po to, by wyjaśnić, dlaczego tyle miejsca poświęcam „jakości radnych”, pozwolę sobie przypomnieć, że Rada Miasta jest organem stanowiącym i kontrolnym, zaś burmistrz organem wykonawczym. W realizacji zadań własnych gminy zarząd podlega radzie! Zainteresowanych tym, co należy do zadań własnych gminy, odsyłam do ustawy z dnia 8 marca 1990 r. opublikowanej w Dz.U. Nr 16.
Jak więc Państwo widzą, roli radnych nie sposób przecenić. Dlatego też gorąco namawiam wszystkich, którym na sercu leży dobro naszego miasta, by spowodowali, aby ich sąsiedzi, którzy mają społecznikowskie zacięcie, trochę wolnego czasu, wiedzę, otwartą głowę i dobre intencje – kandydowali na radnych. Proponuję, by kandydaci spotkali się ze swoimi wyborcami, przedstawili im swoje programy, pozwolili na ich lepsze poznanie poprzez zadawanie pytań. Ktoś, kto ma dobre intencje, nie powinien bać się wyborców i ograniczać się wyłącznie do sporządzania ulotek wrzucanych następnie do skrzynek na listy. Nie głosujmy na tych, którzy nas lekceważą, którzy mamią nas obietnicami, a później, jak ich wybierzemy i zgłaszamy się do nich z problemami – unikają nas. Takich radnych mieliśmy wielu w ustępującej radzie.
Z rozmów, jakie przeprowadziłam z wieloma osobami, również w naszym mieście, wynika, że stracili wiarę w to, by jako rodni byli w stanie przeforsować swoje pomysły. Z moich doświadczeń z kontaktów z burmistrzem Milanówka wynika, że ich obawy nie są słuszne. Wiele spraw, z którymi zwracałam się do Jerzego Wysockiego, nawet tych, w których początkowo różniliśmy się znacznie w poglądach, udawało mi się załatwić, właściwie uzasadniając proponowane rozwiązania. Tylko w jednym przypadku poniosłam klęskę – w przypadku koncepcji ratowania Trurczynka (dwóch willi po szpitalu przeniesionym do Grodziska Maz.) Do dziś nie rozumiem, dlaczego zarówno burmistrza, jak i radnych tego miasta nie interesuje los zabytków znajdujących się na jego terenie?
Skoro jestem przy Turczynku, to pozwolę sobie odstąpić od zasady nie podawania nazwisk w artykułach przeze mnie pisanych. Upoważnia mnie do tego skandaliczne zachowanie p. Pettyna – radnego powiatowego i p. Koszuty na posiedzeniu Komisji Promocji Starostwa Grodziskiego, na którym Stowarzyszenie na rzecz Miast Ogrodów przedstawiło koncepcję wykorzystania zabytkowych willi do promocji dóbr Mazowsza Zachodniego, a więc i Milanówka. Była to wówczas jedyna koncepcja, a radni powiatowi nie mieli argumentów do jej odrzucenia. Wówczas p. Koszuta zgłosił pomysł wykorzystania obiektów na serwerownię, obsługującą gminy powiatu, podpierając się takim rozwiązaniem w innym powiecie mazowieckim. Zapomniał jednak dodać, że tam serwerownia mieści się w pokoju o powierzchni 8 m², a nie w zabytkowych willach – pałacykach o powierzchni 1400 m². Pan Pettyn dodał, że wysokiej klasy specjaliści opracowują koncepcję i w najbliższych dniach przekażą ja do starostwa. Koncepcja nigdy nie została opracowana, bo nawet specjalistów „niskiej klasy” nie stać na to, co przedstawicieli organizacji pozarządowych. Rola p. Pettyna przestała mnie interesować, natomiast chciałabym wiedzieć, w czyich rękach był narzędziem p. Koszuta (człowiek podobno uczciwy) – bo przecież nie jestem w stanie uwierzyć, że ktoś na co dzień korzystający z komputera, może być autorem tak absurdalnych pomysłów.
Piszę o tym po to, by mieli Państwo świadomość, ile złego mogą zrobić niewłaściwi radni. Wille Turczynka i rozległy park niszczeją nadal. Nie chcę kończyć artykułu tym smutnym akcentem. Mimo to wierzę, że wszystko jest w naszych rękach. Dlatego piszę artykuły do „Bibuły”, dlatego roznoszę „Bibułę” po skrzynkach pocztowych, dlatego zgłaszam różne koncepcje burmistrzowi i dlatego swoją wiarę próbuję przekazać Państwu. Do zobaczenia na spotkaniach przedwyborczych.