Dzisiaj, czyli 17 stycznia mija kolejna rocznica "wyzwolenia" stolicy, jak mówią jedni, "zajęcia", a nawet "sowieckiej okupacji", jak mówią inni. Dotyczy to nas bezpośrednio, ponieważ tego samego dnia wojska sowieckie, zmierzając do Warszawy, wkroczyły również do Grodziska i Milanówka. Dzień wcześniej zbombardowano Grodzisk, w skutek czego śmierć poniosło od 200 do 600 osób. Warto sobie przypomnieć te chwile, aby z większą zadumą organizować rocznicowe akademie czy inne uroczystości.
Poniżej artykuł dotyczący tego dnia Pana Artura Zybranta ze Stowarzyszenia Konserwatorzy Czasu.
Wkroczenie Armii Czerwonej do Milanówku
Po kilku miesiącach ciszy na froncie kolejna wielka sowiecka ofensywa, nazywana w historiografii zimową lub styczniową ruszyła znad Wisły 12 stycznia 1945 r. Swoim rozmachem błyskawicznie ogarnęła nie tylko Warszawę, Kraków czy Łódź, ale i mniejsze ośrodki, takie jak Milanówek. W samym letnisku wkrótce zaistniały okoliczności zwiastujące dawno oczekiwany przełom: W nocy z 16 na 17 stycznia nie było już w Milanówku Niemców – zapamiętał jeden z żołnierzy miejscowej „Mielizny” – Porządku pilnowały patrole Armii Krajowej1. Była to ostatnia publiczna akcja Armii Krajowej na naszym terenie. Nazajutrz obserwowano pośpiesznie wycofujące się frontowe jednostki niemieckie, którym po piętach deptała już Armia Czerwona. W wyniku krótkiego, acz bardzo gwałtownego starcia, na obrzeżach Milanówka pozostały rozbite pojazdy i kilka niemieckich trupów. Wkrótce potem rozpoczął się na ulicach triumfalny pochód zwycięzców, na który składały się dziesiątki, a nawet setki czołgów, wozów bojowych i zwykłych furmanek. Podobnie jak wszędzie indziej, tak i w Milanówku, w ludzkich umysłach mieszały się mocno ambiwalentne myśli. Z jednej strony manifestowano bowiem autentyczną radość z powodu zakończenia długiej i ciężkiej okupacji niemieckiej, z drugiej zaś, rodziła się żywa obawa przed wielce niepewną przyszłością, bo przecież Armia Czerwona wcale nie miała zamiaru nieść Polakom wyzwolenia. Ten stan ducha uwidaczniał się również na ulicach, które – nolens volens – witały wkraczające wojska sowieckie: Ktoś wyciągnął butelkę wódki. Ktoś wzniósł toast: „Zdrowie Armii Czerwonej”. Ktoś inny dodał „Niech ją szlag trafi”.2
Charakterystyczną opinię o wizualnym wrażeniu jakie wywoływali pierwsi napotkani „żołnierze wolności” przedstawił Adam Bień – Godzina trzecia po południu. Patrzę, jak pierwsze czołgi rosyjskie, stare, zdezelowane, nędzne – lukami zwycięsko otwarte – oblepione przez liczną gawiedź miejscową, pędzą ulicą Piłsudskiego w pogoni za Niemcami... Nieliczni obywatele Milanówka, z niemym zdumieniem, patrzą na zasmoloną, obszarpaną armię ową, która pokonała Niemców...3 Jego rodzina wyeksmitowana przez Niemców na blisko miesiąc z własnego mieszkania w środku mroźnej zimy, krótko cieszyła się intymnością własnych czterech kątów. Jeszcze tego samego dnia – 17 stycznia 1945 r. – zakwaterowali się tu „wyzwoliciele”, którzy w przeciwieństwie do Niemców pozostawili jednak domownikom do dyspozycji jedno z pomieszczeń. Nowi lokatorzy nie zabawili długo, bo już następnego ranka, ruszyli na zachód – na Berlin – jak powtarzali z emfazą. Mimo to wspomnienie Bieniów o tej krótkiej wizycie okazało się tyleż samo trwałe, co pejoratywne. Czerwonoarmiści pozostawili po sobie w ciągu niecałej doby wprost nieopisany brud, zaś zabrali cenną srebrną zastawę stołową.4 Opinię Bienia na temat wchodzącej Armii Czerwonej podzielał również jego partyjny kompan – Kazimierz Bagiński, razem z nim sądzony później w słynnym procesie szesnastu w Moskwie – który na łamach swoich wspomnień podjął się analizy zarówno defilujących, jak i widzów: Przez Milanówek przepływała masa wojska sowieckiego. Żołnierz zmęczony, wielki procent młodych chłopaków, wszystko nędznie wyekwipowane, wyróżnia się tylko sprzęt amerykański i angielski. W Milanówku na ulicy przyglądają się przechodzącym wojskom ponure tłumy, nie okazując żadnych objawów przyjaźni.5 Znający się na żołnierskim rzemiośle żołnierz miejscowej „Mielizny”, Stanisław Markowski – w przeciwieństwie do polityków – zauważył również pozytywne aspekty wyposażenia sowieckiego żołnierza, który prezentował się wprawdzie mało korzystnie, ale jednak posiadał wszystko co niezbędne do prowadzenia skutecznych działań wojennych. Moment wkroczenia czołówek sowieckich i najbliższe dni nie obyły się bez tragedii. Zginęło na pewno dwóch mieszkańców Milanówka – Minkwitz, zupełnie przypadkowo od pocisku artyleryjskiego we własnym łóżku i Zaranek, najpewniej w wyniku nieporozumienia.6 Trzeba jednak obiektywnie stwierdzić, że straty te okazały się relatywnie niewielkie. W sąsiednim Grodzisku Mazowieckim, w dniu 16 stycznia 1945 r. na skutek sowieckiego nalotu przeprowadzonego na bardzo niskim pułapie zginęło według różnych szacunków od 200 do 600 osób.7
Uciążliwi goście nie zniknęli wraz z odejściem frontu w zachodnim kierunku. Przez Milanówek przetaczały się wciąż kolejne rzuty podobnie zachowujących się sowieckich żołnierzy. Później, po zakończonej już wojnie, ci sami żołnierze znowu się tu pojawiali, tym razem w drodze powrotnej do domu. Całokształtu dopełniały rzesze maruderów, różnego rodzaju łazików i bandy dezerterów, trudniące się pospolitym rabunkiem. Szczególnie cierpiała z ich powodu bezbronna ludność cywilna. Była armia sowiecka – wspominał jeden z mieszkańców – byli żołnierze, którzy kradli wszystko, a szczególnie zegarki (dobrze pamiętam to słynne „dawaj czasy!”), armia maruderów, którzy wszystko sprzedawali8. Rowery i zegarki należały tradycyjnie do najbardziej „trofiejnych” towarów – nieraz dochodziło w Milanówku do sytuacji, gdy żołnierz zadawał z pozoru prozaiczne pytanie: która godzina... – na skutek którego, ten pytany, w jednym z wielu takich przypadków, lekarz z pobliskiego Grudowa – do domu wrócił bez zegarka!9 Ale owa „armia maruderów” dawała się we znaki nie tylko mieszkańcom. Warto odnotować, że wkrótce stała się postrachem także okolicznych placówek Urzędu Bezpieczeństwa i posterunków Milicji Obywatelskiej (m.in.: w Nadarzynie i Żyrardowie). W tych przypadkach nierzadko dochodziło nawet do zabójstw. Napady rabunkowe zdarzały się nie tylko na ulicach. Także wille i mieszkania prywatne nachodziły swoiste „trofiejne komanda”. W takiej sytuacji znalazła się rodzina znanego rzeźbiarza, Jana Szczepkowskiego: Na wiosnę, chyba na początku kwietnia – wspominała córka – siedzieliśmy w stołowym u rodziców i piliśmy herbatę, nagle [...] weszło trzech bolszewików – kapitan i dwóch żołnierzy. Rozejrzeli się po mieszkaniu, w stołowym w cukierniczce tkwiła złota łyżeczka, pięknej jubilerskiej, włoskiej roboty. Był to jedyny przedmiot drogocenny, jaki babcia Róża zabrała z domu idąc na zesłanie na Sybir. [...] Kacap spojrzał na łyżeczkę – zdębiał, jednym ruchem złapał łyżeczkę i wsadził sobie w cholewę buta – oniemieliśmy. Powiódł po nas jarzącym wzrokiem zabrał żołnierzy i wyszedł.10 Niebezpieczeństwo jakie nieśli ze sobą „żołnierze wolności”, wynikające z braku dyscypliny, nierzadko nosiło znamiona pewnej przypadkowości. Bogdan Lewandowski, popowstaniowy uchodźca wspominał o groźnym incydencie, który rozegrał się w czasie jego drogi powrotnej do Warszawy: Piechotą dotarliśmy zaledwie za Milanówek, gdy nagle rozpętała się gwałtowna strzelanina. Leżeliśmy w śniegu, ukryci w rowie przydrożnym. Okazało się, że to żołnierze sowieccy walczyli między sobą o łupy znalezione przy [martwych] Niemcach11. Jak wiadomo szczególny strach Rosjanie wywoływali u kobiet. Temat gwałtów w Milanówku – tak często spotykanych w miejscach postoju Armii Czerwonej – poruszyła w swoich wspomnień Amerykanka, Melania Kocyan Hellersperk, żona Stefana Hellera. Pisała, że wkrótce po „wyzwoleniu” trzech czerwonoarmistów próbowało zgwałcić mieszkająca niedaleko sąsiadkę. Kobieta uratowała się przed napastnikami wyskakując z domu przez okno, jednocześnie pozostawiając w nim własne dziecko. O wszystkim natychmiast opowiedziała Hellerom. Ci po tej historii postanowili, że zarówno „Lania”, jak i Zofia Michalska, siostra Hellera, najbliższą noc spędzą w szopie koło domu. Chwalebna profilaktyka okazała się zbawiennym posunięciem, ponieważ faktycznie w tym samym czasie na nocleg powrócili sowieccy żołnierze, ci sami którzy gościli tu już za dnia. Jak opowiadał później Heller, „Amerykankę” szczególnie natarczywie poszukiwał jeden z oficerów, zaglądający w tym celu po kolei do każdego z pokoi.12 W tym wypadku wszystko skończyło się szczęśliwie, ale jak było w innych – nie wiadomo.
Według raportów podziemnego wywiadu postępowanie żołnierzy zostało poruszone podczas posiedzenia milanowskiej Gminnej Rady Narodowej we wrześniu 1945 r. Miał w nim uczestniczyć rządowy minister Wincenty Rzymowski, który na skargi rzekomo odpowiedział: Powinniście się cieszyć i być wdzięczni swym oswobodzicielom za to, że chcą po trudach wojny w Polsce odpocząć. Jeżeli o mnie chodzi – to z największą radością przyjąłbym wiadomość o pozostaniu ich na zawsze13.
Należy jednak pamiętać, że samo postępowanie Armii Czerwonej wynikało w przyczyn obiektywnych i nie wiązało się z jakąś celową polityką Stalina wobec Polski. Taka po prostu była ta armia. Zachowanie jej żołnierzy na terenie Milanówka stanowiło zresztą tylko niewinną zapowiedź przyszłych wydarzeń, w których główną rolę odegrać miały sowieckie służby specjalne. W ten oto sposób rozpoczęła się okupacja sowiecka, będąca faktem na pewno w pierwszych miesiącach 1945 r. Jeszcze w połowie tego roku, a więc już zakończeniu działań wojennych, na ziemiach polskich stacjonowało w sumie około 35 tysięcy żołnierzy z Wojsk Wewnętrznych NKWD, zgrupowanych w 15 pułkach, co w owym czasie stanowiło 43% wszystkich tego typu formacji na ziemiach zajętych przez Armię Czerwoną w Europie Środkowej.14 A przecież był to tylko jeden z wielu dowodów sowieckiej supremacji nad Wisłą, z czego zdecydowana większość ówczesnego polskiego społeczeństwa doskonale zdawała sobie sprawę.
Artur Zybrant
Stowarzyszenie Konserwatorów Czasu
- St. Markowski, 17 stycznia 1945 – początek nowej epoki [w:] A. Pettyn, Milanówek „Mały Londyn”, Milanówek 2004, s. 175.
- Ibidem.
- A. Bień, Bóg wyżej – dom dalej 1939-1949, Warszawa 1991, s. 222.
- Ibidem, s. 222-223.
- K. Bagiński, „Proces szesnastu” w Moskwie, „Zeszyty Historyczne”, Paryż 1963, nr 4, s. 84.
- T. Sowiński, Jedwabna konspiracja. Ośrodek Milanówek „Mielizna” w strukturach obwodu Błonie „Bażant” Armii Krajowej, Warszawa 1998, s. 129.
- M. Cabanowski, Mój Grodzisk, Warszawa 1996, s. 199-207. Liczbę 121 wynikającą z danych dot. zgonów w tym okresie podał M. Cabanowski. Jeden z przytaczanych przez autora świadków twierdził, że mogła ona oscylować wokół liczby nawet 600 zabitych. Danuta Skorwider podawała liczbę ok. 300 ofiar – Dzieje Grodziska Mazowieckiego, red. J. Kazimierski, Warszawa 1989, s. 207.
- A. Jaczewski, Książka moich wspomnień, Ropki 2009, s. 60.
- J. Zaręba-Wronkowska, Jestem z Milanówka z ulicy Inżynierskiej, [w:] A. Pettyn, Milanówek miejsce magiczne, Milanówek 2005, s. 387.
- H. Szczepkowska-Mickiewiczowa, Dom w Milanówku (zapiski z pamięci), [w:] Kiedy Milanówek był stolicą... Artykuły, wspomnienia, pamiętniki, anegdoty 1899-1999, Milanówek 2000, s. 398.
- Strona internetowa Archiwum Państwowego m. st. Warszawy, Relacja B. Lewandowskiego.
- M. Kocyan Hellersperk, Lania. An American Woman in Nazi occupied Poland 1939-1945, New York 1991, s. 229-230.
- Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość” w dokumentach, wrzesień 1945 – czerwiec 1946 r., red. M. Huchla, Wrocław 2000, s. 397.
- A. Chmielarz, Działania 64 Dywizji Wojsk Wewnętrznych NKWD przeciwko polskiemu podziemiu, [w:] Wojna czy nowa okupacja. Polska po roku 1944, Wrocław – Warszawa – Kraków 1998, red. A. Ajnenkiel, s. 75. Dla przykładu wojska NKWD znajdujące się w sowieckiej strefie okupacyjnej w Niemczech stanowiły tylko ok. 29%.
Tablica upamiętniająca ofiary bombardowania sowieckiego na pl. Wolności w Grodzisku Maz. fot: werttrew.fora.pl
To może Cię zainteresować: