Po około 20 sekundach dobiegłem do rozbitego busa, który leżał na boku jezdni. Pod nim leżał człowiek. Bez zastanowienia zacząłem podnosić pojazd do góry, ale sam nie dawałem rady. Razem z mamą unieśliśmy samochód niemal do połowy. Człowiek w takich sytuacjach naprawdę ma "siłę". Z pomocą kilku następnych osób udało nam się podnieść i postawić pojazd, w którym pracował silnik i kręciły się koła. Kiedy zobaczyłem, że mężczyzna jest nieprzytomny, a z okolicy głowy wydobywa się krew, natychmiast zareagowałem. Z mamą i panią z pobliskiego sklepu próbowaliśmy ratować mężczyznę, który zdradzał oznaki życia, miał słaby puls i delikatne ruchy krtani. Otworzyłem mu usta, starałem się wyciągnąć język tak, żeby się nie udławił.
(19:05) Zabezpieczyliśmy pojazd, który zaczynał się dymić. Cały czas byliśmy przy tym człowieku. Kiedy mówiłem mu, żeby się trzymał i że będzie wszystko dobrze, nie dopuszczałem do siebie myśli, że się nie uda ... A jednak puls zanikał, krwawienie było potworne. Zaczęliśmy go reanimować... Po przyjeździe karetki (19:20) niestety, nie udało się uratować mężczyzny... Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że do dziś nie mogę sobie z tym poradzić. Człowiek dosłownie umarł mi na rękach... Co jest przyczyną tego tragicznego wypadku?
List tej treści dostaliśmy w dniu zdarzenia. Policja ustaliła, że bezpośrednim sprawcą wypadku na skrzyżowaniu ulic Królewskiej i Grudowskiej w Milanówku najprawdopodobniej był kierowca „Lublina”. Z nagrania monitoringu wynika, że wjechał na skrzyżowanie na czerwonym świetle. Jednakże czy jest to jedyny powód tego zdarzenia? Co robić, aby nie dopuszczać do tak bezsensownych ofiar oraz ciężkich przeżyć osób, będących świadkami lub uczestnikami podobnych zdarzeń?
Fatalne skrzyżowania
Podobnie jak autor listu, uważamy, że skrzyżowanie to jest, najdelikatniej mówiąc, niewłaściwie zaprojektowane. Jest wąskie i źle oznakowane. Bardzo często tworzą się przed nim korki, a kierowcy jadący ul. Królewską za wszelką cenę starają się przejechać na „ciemno pomarańczowym” świetle. Dojazd ulicą Grudowską także pozostawia wiele do życzenia. W dziwny sposób rozrysowane pasy, kierowcy parkujący zaraz za skrzyżowaniem przy stacji WKD, oraz praktycznie zerowa widoczność dla skrętu w lewo, sprawiają, że chyba jedynie dzięki niewielkim prędkościom nie dochodzi tam do licznych wypadków.
Ciekawostką są dochodzące do ulicy Grudowskiej ulice Inżynierska i Polna. Dawno temu drogi te były nieutwardzone i podporządkowane. Jednakże po ich utwardzeniu nikt nie zajął się kwestią ustawienia tam jakichkolwiek znaków. Czy skrzyżowanie z tymi drogami jest równorzędne? Czy ulica Grudowska jest drogą z pierwszeństwem? Na szczęście kierowcy wyjeżdżający z tych ulic nie starają się sprawdzać, kto ma pierwszeństwo, tylko na wszelki wypadek czekają, aż nic nie będzie jechało. Zjawisko to widać na zdjęciu obok.
Dlaczego nie ma alternatywy?
Niewątpliwie znaczną poprawę bezpieczeństwa na tym skrzyżowaniu można by uzyskać poprzez zmniejszenie natężenia ruchu na ulicy Królewskiej. Niestety, władze Milanówka nie robią nic w tym kierunku. O obwodnicy na długie lata chyba możemy zapomnieć, a utwardzenie ulicy Brwinowskiej, którą większość ludzi na południe od Królewskiej mogłaby spokojnie dojechać do domu jest przesuwane na kolejne lata. Może gdyby władze miasta lepiej zarządzały środkami przeznaczonymi na drogi, lub zdobyły jakiekolwiek środki na przebudowę dróg lokalnych, to nie doszłoby do opisanego powyżej wypadku.
Można odnieść wrażenie, że władze miasta i powiatu boją się organizacji pseudoekologicznych, które oprotestowują projekty mające na celu poprawienie bezpieczeństwa komunikacji. Niestety, coraz częściej da się zauważyć, że dla naszych pseudoekologów śmierć wiewiórki lub jeża jest prawdziwą tragedią, natomiast śmierć człowieka to tylko statystyka. Mieliśmy ostatnio możliwość przekonać się o tym po oprotestowaniu m.in. wydzielenia pasa do skrętu w lewo z wiaduktu w ul. Kościelną. Skręt ten jest niebezpieczny, z ograniczoną widocznością, dochodzi tam do wielu stłuczek, no ale… jedno drzewo trzeba by wyciąć, a to w mieście-ogrodzie jest nie do pomyślenia.
Biało, pięknie, niebezpiecznie
Wraz z ostatnim nadejściem zimy jazda po naszych drogach stała się praktycznie niemożliwa. Opisywane skrzyżowania Królewskiej i Grudowskiej jak co roku zamieniło się w lodowisko. Niejednokrotnie kierowcy jadący wzdłuż torów WKD zatrzymywali się dopiero na pasach lub na skraju Królewskiej. Na pozostałych drogach lokalnych sytuacja też nie była wesoła. Samochody na skrzyżowaniu ulicy o bardzo wymownej nazwie „Zawąska" z Graniczną wykonywali niesamowite figury artystyczne. Podjazd pod wiadukt dla niektórych też należał do nie byle jakich osiągnięć. W Grodzisku niestety, sytuacja wyglądała niewiele lepiej. „
Główne drogi są w miarę przejezdne, ale na wielu bocznych ulicach leży kupa błota pośniegowego i jest bardzo ślisko. O drogach osiedlowych wszyscy zapomnieli” – opowiadał nam spotkany na postoju w Grodzisku taksówkarz. Na pewno wiele osób zapyta: Czy może nas to dziwić, skoro tak jest co roku? Jak burmistrzowie Grodziska albo Milanówka mają sobie poradzić z opadami śniegu, skoro nawet w Warszawie sobie nie radzą? Mnie wydaje się, że władze obu miast mogłyby znacznie sprawniej usunąć śnieg z dróg. Zalegał on na nich jeszcze długo po tym, jak opady całkowicie ustały. A piaskarki, jeśli już wyjeżdżają, to często za późno.
Wsiąść do pociągu byle jakiego
Mając to na uwadze, postanowiłem przy kiepskich warunkach nie wyciągać samochodu z garażu. Część pracy w dzisiejszych czasach można wykonać zdalnie, a jak trzeba gdzieś jechać, to w końcu w Grodzisku jest komunikacja miejska, z którą może warto się zapoznać?
Niestety, w trakcie przedświątecznych mrozów musiałem pojechać do Warszawy, więc poszedłem na przystanek autobusowy… i muszę przyznać, że bez pomocy pewnej starszej Pani nie domyśliłbym się, jak należy interpretować rozkład jazdy. „
Na tym przystanku nawet przy ładnej pogodzie autobusy przyjeżdżają, jak chcą. Wczoraj autobus do szpitala spóźnił się tylko dwadzieścia minut” – opowiada starsza kobieta. Warto się zastanowić w takim przypadku - po co jest rozkład jazdy?
Na szczęście okazało się, że rozkład jazdy Kolei Mazowieckich przy niesprzyjających warunkach atmosferycznych jest równie wirtualny – pociąg na stację przybył z jeszcze większym opóźnieniem niż mój autobus. Niestety, to co na początku wydało mi się zbawieniem, po paru kilometrach podróży okazało się przekleństwem… „
w Ursusie o 4:59 w pociągu wysiadła przetwornica i pociąg zablokował tor do Warszawy. Pociąg zostałby szybko zepchnięty przez kolejny pociąg Kolei Mazowieckich do zajezdni, jednak niestety, w między czasie nadjechał pociąg SKM, który uniemożliwił taką operację. (…)Problemem były także rozjazdy, które zamarzły, ale naprawiono je do 7:18. Był to problem PLK. Po 7:18 wznowiono pełną komunikację" – stwierdził rzecznik Kolei Mazowieckich. Niestety, wznowienie pełnej komunikacji nie oznacza braku opóźnień pociągów. Co prawda nie były to kilkugodzinne spóźnienia, jak w niektórych częściach Polski, ale chyba jedynymi niespóźnionymi pociągami w Warszawie Śródmieście były te startujące z Warszawy Wschodniej lub Zachodniej.
Zbliża się koniec roku. Czego można życzyć sobie i wszystkim? Jednym z takich życzeń mogłaby być przyjazna komunikacja, zarówno prywatna jak i publiczna. Czy da się to jednak osiągnąć? Czy ktokolwiek przejmie się losem kierowców, ofiar wypadków i świadków tych wydarzeń? Czy może organizacje pseudoekologiczne z naszego otoczenia zajmą się ochroną białych niedźwiedzi (których na ich szczęście w okolicy nie ma), a nie utrudnianiem nam życia? Tego raczej do końca przyszłego roku się nie dowiemy. Ja w imieniu swoim i redakcji mogę życzyć wszystkiego najlepszego i bezpiecznych powrotów z świąt i sylwestra.
Niechroniony Miś Bernard
Autor listu znany redakcji.