Pierwszy, udokumentowany wypadek drogowy w Brwinowie miał miejsce w 1819 roku. Otóż Jarosław Iwaszkiewicz znalazł gdzieś stare gazety, a w nich zapisek mówiący o kraksie drogowej, jaka wydarzyła się na drodze Królewskiej, czyli dzisiejszej ulicy Grodziskiej. Przypomnę, że na początku XIX wieku nie było jeszcze Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, zatem z Warszawy do Grodziska i z powrotem jeździło się zaprzęgiem, przeważnie przez Brwinów.
Oto krótki fragment zaczerpnięty z książki pt. „Podróże do Polski”, gdzie autor opisuje niniejsze zdarzenie:
„Na tym mostku, który dzisiaj wypada koło Bartkiewicza i koło naszego stawu, od którego pochodzi nazwa Stawisko, ugrzązł ongi generał Mokronowski z rzeźbiarzem Thorvaldsenem. Mokronowscy byli częściowymi właścicielami Grodziska, o czym świadczą liczne tablice rodzinne umieszczone w kaplicy grodziskiego kościoła. Tablice te zrazu wymieniają zwyczajnie Mokronosów, potem Mokronos-Mokronoskich, a kończą się na dwóch bezdzietnych hrabiach Mokronowskich, którzy umarli w Nizzy pod koniec XIX wieku.
Otóż, kiedy Thorvaldsen był w Warszawie i wybierał miejsce pod pomnik Kopernika, generał Stanisław Mokronowski, w Grodzisku, zamierzając zbudować pomnik rodzinny, roboty rzeźbiarza duńskiego, chciał mu ów kościół, miejsce ewentualnego pomnika pokazać.
Wiózł Thorvaldsena ze sobą do Grodziska i powóz, czy kareta ugrzęzła na mostku pod Stawiskiem. I musiano Thorvaldsena wołami wyciągać! Widać zniechęciło go to do tej imprezy, bo pomnika Mokronowskim nie wyrzeźbił”.
Ze swej strony dodam, że mostek był zapewne drewniany i w tak złym stanie, że pod przejeżdżającą karetą po prostu się zarwał. Pech chciał, że przydarzyło się to właśnie Thorvaldsenowi i gdyby nie to feralne zdarzenie, mielibyśmy w Grodzisku dzieło wybitnego rzeźbiarza. No, cóż? Jak pech, to pech!